Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Koszalin mojej młodości - fragment wspomnień cd.

Witold Danilkiewicz
Witold Danilkiewicz
Archiwum: Witold Danilkiewicz
Talony, komis, prywaciarze i Pewex, ...czyli jak się kiedyś kupowało.

W latach 50-tych towary przemysłowe kupowało się wyłącznie na talony, czyli z przydziału na kartki. Były to m.in motocykle, radia, pralki, lodówki. Kartki rozprowadzały zakłady pracy, w ten sposób nagradzając pracowników. Nasze pierwsze lśniące politurą radio Pionier i pralka SHL były produktami właśnie tak kupionymi. Tak ciężko zdobyte towary były dobrej jakości, bo służyły nam przez wiele.
W latach 60-tych było już dużo lepiej. Uspołeczniony przemysł wytwarzał więcej produktów, co miało swoje odbicie w koszalińskich sklepach. Niestety, z jakością niektórych z nich było nienajlepiej. Jako przykład można wziąć gotową odzież. Powtarzające się wzory, niemodny krój, niedbałe szycie, rozmiary niepasujące na żadną sylwetkę. Często zwykłe buble. Nikt w tym nie chciał chodzić i towar zalegał w magazynach. Wyjściem było kupienie materiału z metra i udanie się z nim do krawca. Krawców nie brakowało, ale usługi nie były tanie.
Sklep Bławatny PSS Pionier prowadzony przez państwa Śniegockich był chyba najlepiej zaopatrzonym sklepem tej branży w Koszalinie. Znajdował się on na ulicy Świerczewskiego (obecnie Dworcowa). Pan Śniegocki był handlowcem z poprzedniej epoki. Zawsze grzeczny, uśmiechnięty, pomagający klientom i spełniającym ich życzenia na tyle, na ile było to tylko możliwe.
Rodzina Śniegockich do Koszalina przyjechała z Gniezna w sierpniu 1945 roku, gdzie otworzyła swój sklep odzieżowy. Prywatny handel był jednak solą w oku władz i w 1950 roku zmuszeni byli sklep zamknąć. Od 1952 roku, aż do emerytury w 1971 roku, Śniegoccy prowadzili wspomniany już sklep PSS Pionier, później WSS Społem, któremu nadano nazwę Renoma.
Drugim znanym sklepem odzieżowym był Gallux  przy ulicy Zwycięstwa, blisko skrzyżowania z Kaszubską. Regały i lady wypełnione belami materiałów. Wybór był dość duży i towar cieszył się wzięciem klientów. Zakłady w Łodzi i Bielsku – Białej produkowały tkaniny dobrej jakości. Powodzenie miały materiały z wełny produkowane w Bielsku – Białej. Uszycie garnituru wraz materiałem było sporym wydatkiem, na który często pożyczano pieniądze z przyzakładowych tzw. kas zapomogowo - pożyczkowych.
W późniejszym czasie ekskluzywnym sklepem odzieżowym stała się Moda Polska przy ulicy Zwycięstwa naprzeciwko ratusza. Niestety cenny były w niej bajeczne i częściej się w nim towar oglądało niż kupowało.
Pewną lukę w handlu uspołecznionym wypełniały niewielkie sklepiki prywatne. Większość z nich usytuowana była w trójkącie ulic Zwycięstwa, Jana z Kolna i ulicy Kaszubskiej. Ich największą zaletą było to, że reagowały szybko na wszelką modę, która docierała z Zachodu. Oferowały to, czego nie można było kupić w państwowym czy spółdzielczym sklepie. W połowie lat 60-tych były bardzo modne czapki z dermy, tzw.beatlesówki. Buty beatlesówki, rolling stonki robił na zamówienie pan Bieg i sprzedawał w swoim sklepiku. Nieco później przyszła moda na degolówki, czapki na wzór czapki noszonej przez generała de Geulla.
Większość tych sklepików zajmowała się głównie sprzedażą wyrobów galanteryjnych. Torby, torebki, paski ozdobne do spodni i sukienek i mnóstwo innych akcesoriów. Jeden z takich sklepików był prowadzony przez rodzinę Sokołowskich. Wszystkie te towary wytwarzali metodą chałupniczą, rozproszeni po całym kraju prywatni wytwórcy. Chyba tylko w części podążałem za najnowszą modą, bo nie przypominam sobie bym kiedykolwiek był klientem tej branży, z jednym wyjątkiem. W sklepiku na ulicy Kaszubskiej wydawałem część mojego kieszonkowego na płyty pocztówkowe z najnowszymi światowymi przebojami.
Najstarszy sklep komis, który zapamiętałem, mieścił się przy ulicy Świerczewskiego, kawałek dalej za sklepem Śniegockich , idąc w kierunku dworca PKP. Można w nim było kupić przede wszystkim towary pochodzenia zagranicznego. Przeważała odzież nowa i używana przywożona lub przysyłana w paczkach przez „wujków i ciocie" mieszkających na Zachodzie. Ceny tych towarów były wysokie, niemniej dość szybko znikały z półek. Największym powodzeniem cieszyły się oczywiście najmodniejsze kurtki, bluzki, sweterki, sukienki, chustki, pończochy nylonowe, wyroby futrzarskie. W drugiej połowie lat 60-tych hitem stały się płaszcze ortalionowe. Dużym popytem cieszyły się też artykuły przemysłowe, takie jak golarki elektryczne, żyletki Supersilver, radia tranzystorowe, magnetofony, zachodnie płyty gramofonowe.

W kręgach młodzieżowych posiadanie dobrych nagrań bardzo nobilitowało towarzysko.
Były też w PRL-u sklepy, w których praktycznie kupić można było wszystko. Od ciągnika, samochodu, mieszkania, elektroniki, po luksusową odzież, kosmetyki, słodycze, papierosy i alkohole. Nazywały się Pewex, skrót od Przedsiębiorstwa Eksportu Wewnętrznego. Szkopuł był w tym, że płacić w nich można było wyłącznie w walutach wymienialnych lub bonach Pekao. Wszystkie ceny podane były dolarach USA. Większość obywateli zarabiająca w złotówkach mogła się obejść smakiem. Jedyna szansa to kupno waluty, co było nielegalne lub bonów Pekao, którymi wolno było handlować. Nawet teraz, kiedy piszę te słowa trudno mi uwierzyć, że tak było naprawdę.
Koszaliński Pewex mieścił się przy ulicy Armii Czerwonej (dziś Piłsudskiego) róg Waryńskiego, później w nowo wybudowanym przestronnym pawilonie na Osiedlu Północ. Oprócz tego istniał punkt sprzedaży w hotelu Jałta (dziś Gromada). Większość odwiedzających ten sklep byli to tzw. oglądacze, do których i ja się zaliczałem. Zapach kosmetyków mieszał się tam z zapachem czekolad. Wszystkie towary były pięknie opakowane i przyciągały wzrok, bez względu na zawartość.

Co ciekawe, sprzedawano w nich także polskie artykuły eksportowe jak np. samochody, szynkę w puszkach, czy też wódkę. Ta ostatnia była nawet nieco tańsza, jak w sklepach normalnych, przeliczając po czarnorynkowym kursie złotówki na walutę.
Nigdy nie zapomnę mojego pierwszego prawdziwego zakupu w Pewex-ie. Były to modne spodnie dżinsowe firmy Levis. Kosztowały 18 dolarów amerykańskich. Miałem wtedy 24 lata i byłem na czwartym roku studiów. 

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Koszalin mojej młodości - fragment wspomnień cd. - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na koszalin.naszemiasto.pl Nasze Miasto