MKTG NaM - pasek na kartach artykułów

Koszalin mojej młodości - fragment wspomnień cd.

Witold Danilkiewicz
Witold Danilkiewicz
Archiwum: Witold Danilkiewicz
Praca w KAZEL-u

Do Koszalińskich Zakładów Przemysłu Elektronicznego „Kazel", trafiłem w roku szkolnym 1965/66, gdzie miałem praktykę zawodową. Zakład mieścił się wtedy w dwóch punktach Koszalina, mniejszy przy ul.Leśnej, gdzie był m.in.dział automatów tokarskich i ciągarnia rurek. Główna siedziba znajdowała się oczywiście w nowo pobudowanych halach i budynku administracyjnym przy ulicy Morskiej. Przechodziłem przez prawie wszystkie działy tego zakładu, z wyjątkiem galwanizerni, gdzie praca z chemikaliami była szczególnie niebezpieczna i uciążliwa.To dało mi dobry wgląd w kolejne etapy produkcji. Z młodzieńczym zapałem i z wielką ciekawością chłonąłem nowe doświadczenia. W dziale głównego mechanika, którym kierował mgr inż. Adamczak uczyliśmy się obsługiwać tokarki, frezarki, strugarki, ciągarki rurek. Na automatach tokarskich sprawdzaliśmy suwmiarką na wymiar gotowy półprodukt i dozorowali maszynę. Oczywiście zawsze w pobliżu był obsługujący maszynę. Na innych działach najczęściej sprawdzaliśmy mikrometrem wymiary izolatorów lub innych detali i odrzucali ewentualne braki. Tak zwykli pracownicy jak i przełożeni odnosili się do nas życzliwie i służyli nam radą i pomocą. Chyba właśnie to sprawiło, że w 1969 roku podjałęm tam pracę na stałe, jednocześnie uczyłem się wieczorowo w trzyletnim Technikum Mechaniczno-Elektrycznym w Białogardzie o specjalności radiotechnika i telewizja.
Zatrudniony zostałem w prototypowni podlegającej działowi głównego technologa, którym kierował mgr inż. Małecki, ale tak na co dzień szefem naszym był jego zastępca inż. Ciebielski, po jakimś czasie zaś pan Adam Pawlikowski. Bezpośrednio pracowałem z moim szkolnym kolegą Jurkiem Wójtowiczem, co na pewno było dodatkowym plusem. Później doszedł pan Ziuko, imienia niestety nie pamiętam. Prototypownia mieściła się w trzech pomieszczeniach. W pierwszym w specjalnych młynkach mielono szkło. W drugim znajdowały się dwie pastylkarki, maszyny które normalnie używano w zakładach farmaceutycznych, ale nam służyły do wyrobu pastylek ze zmielonego szkła. Oprócz tego była jeszcze duża przemysłowa suszarka. W trzecim w domowych robotach kuchennych produkcji NRD typu „Komet" przygotowywano mieszankę zmielonego szkła wraz z różnymi dodatkami chemicznymi w tym tri. W hali obok stały dwa nowoczesne angielskie piece do stapiania (wypalania) pastylek. Trafiłem do tego działu w wyjątkowo ciekawym czasie. Właśnie wtedy powadzono próby z zastosowania nowej technologii i wprowadzenia jej do produkcji. Proces technologiczny przebiegał w następujący sposób. Szkło mielono w specjalnych młynkach kilkakrotnie, aż do uzyskania odpowiedniej gradacji. Następnie zmielone szkło wraz ze wspomnianymi już dodatkami mieszano w robotach kuchennych, po czym wsypywano go do odpowiednio oprzyrządowanych pastylkarek. Ponieważ pastylki były kruche poddawano je wstępnej obróbce termicznej w suszarce. Następnie układano je na płytkach grafitowych i kładziono na taśmę, która je wprowadzała i wyprowadzała z pieca. Spojone w wysokiej temperaturze pastylki zsypywano z grafitowych płytek i przekazywano do następnego działu na którym, również w podobnych piecach łączono je z metalem. Tak otrzymywano gotowe złącze szkło-metal.
Praca w prototypowni zaliczana była do szkodliwych dla zdrowia dlatego otrzymywaliśmy dodatek w wysokości 1 zł na godzinę oraz mleko.
Jeszcze jedna ważna sprawa. Produktem ubocznym podczas mielenia szkła były odpady tzw."mąki szklanej" czyli szkła o najmniejszej gradacji. W rozmowie z przełożonymi powiedzieliśmy, że mamy pomysł na wykorzystanie tego uciążliwego odpadu do produkcji pastylek. W odpowiedzi usłyszeliśmy, że nie dali sobie z tym rady Japończycy to i my nie mamy większych szans. Pod długiej dyskusji zgodzili się na naszą propozycje pod warunkiem, że będziemy to robić bez wynagrodzenia poza godzinami pracy. Z niemałym trudem i po przeprowadzeniu wielu prób udało nam się osiągnąć sukces. Za wniosek racjonalizatorski otrzymaliśmy niewiele. W trójkę do podziału 1000 zł i dyplom uznania. Mimo to mieliśmy wielką satysfakcję.
W 1971 r. na dwa miesiące przed maturą złożyłem wypowiedzenie, aby móc dobrze przygotować się do matury. Od października tego roku podjąłem stacjonarnie studia wyższe. Wiem, że „Kazel" dalej rozwijał się bardzo dynamicznie i jak na tamte czasy był zakładem nowoczesnym.
Był to wyjątkowo trudny okres w moim życiu, bo musiałem pogodzić naukę z pracą zawodową. Ci, którzy przez to przeszli wiedzą o czy mówię. Niemniej dobrze wspominam tamte czasy. Szczególnie, troskę i wyrozumiałość moich przełożonych, którym w dużej mierze zawdzięczam to, że udało mi się ukończyć technikum, później wyższe studia. 

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Najatrakcyjniejsze miejsca do pracy zdaniem Polaków

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Koszalin mojej młodości - fragment wspomnień cd. - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na koszalin.naszemiasto.pl Nasze Miasto