Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Koszalin 1914: afera w magistracie [zdjęcia]

Adam Wolski
Heinrich Thormann i jego ukochany pies - pocztówka wyd. w Berlinie
Heinrich Thormann i jego ukochany pies - pocztówka wyd. w Berlinie Ze zbiorów C
Pamiętacie film Konsul? Losy przedwojennego wiceburmistrza Eduarda Alexandra bardzo go przypominają.

W drugą dekadę XX wieku niemiecki Köslin wszedł jako prężnie rozwijająca się się stolica pomorskiej rejencji. W 1912 r. zorganizowano w mieście wielką wystawę gospodarczą przemysłowo-rolniczą i uruchomiono linię tramwajową od dworca do Szkoły Kadetów, a od 1913 r. do Mielna. Rok później oddano do użytku nowy szpital, nowy dworzec kolejowy, wiadukt, nowe koszary i szkołę pilotów. Jednak na łamach prasy w całych Niemczech Koszalin pojawił się nie dzięki nowym inwestycjom i rozbudowie, lecz za sprawą skandalu z „fałszywym burmistrzem” w koszalińskim magistracie.

Skandal wywołał niejaki Heinrich Thormann. Urodził się w 16 marca 1885 r. w Ostródzie w Prusach Wschodnich, wychował się w sierocińcu w Poczdamie. Jako dziecko był inteligentny, czytał dużo książek i chlubnie ukończył gimnazjum w Berlinie. W 1907 r. podjął pierwszą pracę jako pisarz (Schreiber) i szybko awansował do rangi młodszego urzędnika (Kreisausschußassistent), stając się prawą ręką landrata (odpowiednik starosty). Był cenionym pracownikiem, a jego przełożeni mu ufali. Zaufanie prysło, gdy okazało się, że sympatyczny młody człowiek poczuł się jednak niedoceniony miesięcznym wynagrodzeniem 90 marek (dziś ok. 465 €) i zdefraudował z kasy urzędu 5000,- marek. Była to duża suma, odpowiadająca dzisiejszej kwocie prawie 29.000 € .
Został skazany na karę grzywny 4000 marek z zamianą na 400 dni więzienia. Odpowiadający z wolnej stopy Thormann uniknął odsiadki nie płacąc i znikając bez śladu tuż po ogłoszeniu wyroku .

„Doktor prawa”
Jako skazany i poszukiwany listem gończym postanowił mimo to kontynuować karierę urzędniczą
W listopadzie 1909 pojawił się w podberlińskim Neukölln z dokumentem rzekomo wystawionym dwa dni wcześniej w urzędzie pobliskiej miejscowości Schmargendorf. W zaświadczeniu będącym w istocie świstkiem papieru wypisanym na zwykłej maszynie do pisania, bez żadnej pieczęci i nieczytelnie sygnowanym „za zgodność”, figurował jako doktor prawa Heinrich Thormann. Dla zatarcia śladów zmienił miejsce urodzenia z Ostródy na Królewiec, co miało mu się przydać w przyszłości. Tymczasem dzięki fałszywemu tytułowi został zatrudniony jako radca prawny urzędu pomocy społecznej. Pracował bez zarzutu i pół roku później, z kolejnym, tym razem prawdziwym zaświadczeniem dla „doktora prawa” zatrudnił się w Urzędzie Miasta Brandenburg również jako radca prawny. Ta działalność trwała niemal rok. Jak wspominano: „dr Thormann grał tam wielkiego pana” z pretensjami do bywania na salonach miejscowej elity. Został zdemaskowany przypadkowo i trochę kabaretowo: w młodym i przystojnym młodzieńcu zakochała się córka dyrektora miejscowego banku i oboje zostali zaproszeni na ślub. Młodzian potrzebował fraka, którego nie miał i nie było go na niego stać. Zdecydował się zwrócić o pożyczenie fraka od znajomych, którym wydało się niezwykłe, że doktora prawa nie było stać na taki strój. Szybko stało się to tematem plotek, które dotarły do jego przełożonych. Powołano komisję śledczą, a ta po krótkim dochodzeniu stwierdziła fałszerstwo i sprawę przekazano policji, która aresztowała oszusta. Thormann nie stracił zimnej krwi: podczas przesłuchania przekonał śledczych, że zaszła pomyłka wynikająca ze zbieżności nazwisk. Nakaz aresztowania wystawiono bowiem na Heinricha Thormanna urodzonego w Królewcu, a on urodził się w Ostródzie, na co przedstawił stosowny, a co ważniejsze, prawdziwy dokument. Został zwolniony i prosto z aresztu udał się na dworzec kolejowy, by znów zniknąć.

Ponieważ jako dr Thormann był już definitywnie spalony, wcielił się w postać niejakiego doktora praw Eduarda Alexandra z Berlina (nieświadomego istnienia fałszywego dublera) i pod tym nazwiskiem w 1911 r. udało mu się zatrudnić jako asystent asesora w urzędzie miasta w Weissenfels. Mimo braku formalnego wykształcenia, dzięki lekturze książek prawniczych, z przydzielonych mu zadań wywiązywał się tak sprawnie, że wkrótce powierzono mu stanowisko asesora miejskiego, gdzie nie miał wiele pracy. W tamtejszym środowisku prawniczym nie był lubiany, miał przezwisko „Alexander Wielki”, ponieważ dzięki romansowi z córką dyrektora Deutsche Bank rozpowiadał, jakoby ów dyrektor miał wysłać go z jakąś ważną misją do Konstantynopola (w Turcji Niemcy byli poważnie zaangażowani finansowo w budowę Kolei Berlin - Bagdad). Dzięki referencjom przełożonych, w listopadzie 1912 r. otrzymał równorzędną posadę w magistracie w Bydgoszczy i zamieszkał w eleganckiej 3-piętrowej kamienicy tuż przy Starym Rynku. Dał się poznać jako sumienny młody człowiek, pełen pełen uroku osobistego, choć również bawidamek, podrywacz i bohater plotek o jego licznych romansach.

W styczniu 1914 r. poślubił córkę prezesa bydgoskiej Dyrekcji Kolei Żelaznej (z dużym posagiem), awansując tym samym w kręgach towarzyskich. Z powodu dawnych kochanek postanowił jednak poszukać pracy w innym mieście. Miał do wyboru Hirschberg (Jelenią Górę) i Koszalin, gdzie w tym czasie zwolniły się stanowiska wiceburmistrzów.

Oszust w Ratuszu
W 1912 r. nowym burmistrzem Koszalina został doświadczony urzędnik, wcześniej wiceburmistrz w kilku innych miastach, dr prawa Walter Pusch , który zastąpił Ernesta Sachse rządzącego miastem przez niemal ćwierć wieku. Rok później odszedł dawny zastępca Sachsego, wiceburmistrz (dosł. Zweite Bürgermeister – drugi burmistrz), Emil Kieback. Na jego miejsce ogłoszono konkurs, do którego stanęło 700 kandydatów. Pokonując 699 konkurentów wygrał fałszywy dr Eduard Alexander, legitymujący się znakomitymi (prawdziwymi) referencjami z pracy w poprzednich magistratach w Weissenfels i Bydgoszczy. Nowemu koszalińskiemu wiceburmistrzowi powierzono również funkcję przewodniczącego sądu miejscowego cechu rzemieślników i kupców (w takim samym sądzie cechowym w Bydgoszczy pełnił funkcję jednego z czterech zastępców).

Na stanowisku udało mu się utrzymać przez 4 miesiące. Było to o tyle niezwykłe, że w tym samym czasie w koszalińskim magistracie zatrudniano sekretarza, który wcześniej pracował razem z Thormannem w starostwie w Niederbarnim i znał go pod prawdziwym nazwiskiem. Urzędnik ten zauważył, że nowy wiceburmistrz, który rozpoznał sekretarza po podpisie na jednym z dokumentów, omawia z nim różne sprawy wyłącznie listownie, podczas gdy jego poprzednik kontaktował się zwykle osobiście. Dzięki tej taktyce i szczęściu oszusta, w Koszalinie obaj nigdy się nie zetknęli osobiście.

Thormann wpadł z powodu... kobiety. Jak podała ówczesna prasa, jedna z jego dawniejszych kochanek w Bydgoszczy doniosła do prokuratury, że dała mu swego czasu 2000 marek (dziś ok. 8,5 tys. €), gdy jednak dowiedziała się o jego ślubie, zażądała zwrotu tej sumy. Ten ją wyśmiał i zagroził oskarżeniem o kradzież. Prokuratura wszczęła śledztwo, w trakcie którego dotarto do prawdziwego doktora Alexandra w Berlinie i ustalono, że koszaliński „dr Alexander” jest poszukiwanym listem gończym oszustem Thormannem.

Aresztowanie wiceburmistrza wywołało w Koszalinie szok. Mieszkańcom trudno było uwierzyć, że ten mieszkający w wytwornie urządzonym mieszkaniu w najlepszej części miasta, niespełna 30-letni elegancki i sympatyczny prawnik, chętnie rozdający wizytówki z tytułem „dr prawa, wiceburmistrz”, jest oszustem i hochsztaplerem. Następnego dnia po aresztowaniu burmistrz Pusch zwołał zebranie magistratu i radnych miasta, z udziałem przedstawicieli prasy, streszczając przebieg całej sprawy i oświadczając, że nie znaleziono żadnych szkód z powodu wykrytego oszustwa. Nie umiał jednak odpowiedzieć, czy wyroki Thormanna w roli przewodniczącego sądu kupieckiego są prawomocne.

Kilka dni później dziennik Kösliner Zeitung w nadzwyczajnym wydaniu ujawnił jednak malwersacje fałszywego wiceburmistrza, który sfałszował umowę na projekt rewitalizacji placu sportowego i wyłudził z kasy miejskiej 886 marek (dziś ok. 4500 €) jako rzekome wynagrodzenie dla szczecińskiego architekta Johannsena, który nigdy w Koszalinie nie był.

Kryminalista i komunista
Koszaliński wiceburmistrz Alexander został aresztowany w 21 kwietnia 1914 r. w Berlinie, gdzie przebywał służbowo w sprawie wybudowania w Koszalinie lotniska. Osadzono go w tamtejszym więzieniu Moabit, a następnie przewieziono do koszalińskiego więzienia przy ul. Młyńskiej. W czasie przesłuchań protestował przeciwko sądzeniu w Koszalinie z powodu „uprzedzeń do niego tutejszych sędziów”. Tłumaczył, że nie ma natury przestępcy, a fałszywe personalia przybrał jedynie dlatego, że nie miał innej drogi do osiągnięcia stanowiska, na którym się sprawdził. Pomysł miał mu podsunąć jeden z urzędników urzędu landrata w Niederbanrnim, który powiedział, że nadałby się na stanowisko asesora, ale z powodu braku dyplomu musiałby się o nie ubiegać pod fałszywym nazwiskiem. „Z pańskim talentem zrobiłby pan karierę” - miał usłyszeć Thormann. Potwierdzały to opowieści o tym, jak asesorzy, którzy zdali egzaminy, zasięgali jego opinii w trudnych kwestiach prawnych. Thormann zeznał, że przeczuwając zbliżającą się katastrofę nosił się z planem ucieczki do Brazylii. - W tych ciężkich chwilach moją jedyną pociechą jest pewność, że żona mnie nie opuści – żalił się w śledztwie. Żona jednak wróciła do rodziców, a małżeństwo zostało unieważnione, ponieważ zostało zawarte pod fałszywym nazwiskiem. Wszczęto przeciw niemu również śledztwo w sprawie podejrzenia otrucia przez niego jednej z jego bydgoskich kochanek, z którą miał mieć dziecko (oficjalnie popełniła samobójstwo) i nakazano ekshumację ciała.

W 1915 r. oszust został skazany na 10 lat więzienia. Wkrótce więzienny lekarz zdiagnozował u niego schizofrenię i przeniesiono go do szpitala dla psychicznie chorych. W kilka godzin po przeniesieniu okazało się, że była to kolejna oszukańcza sztuczka, a rzekomy schizofrenik skorzystał z okazji i uciekł. Ponownie schwytany, został umieszczony z więzieniu w Görlitz (Zgorzelcu). Być może uwięzienie ocaliło mu życie: trwała właśnie I wojna światowa, w wyniku której życie straciło prawie dwa miliony niemieckich żołnierzy. Został zwolniony w 1922 r. (umorzono mu 3 lata). W tym samym roku zapisał się do Komunistycznej Partii Niemiec (KPD) i zajął się m. in. nielegalnym handlem bronią, za co został zatrzymany i skazany na 6 tygodni więzienia. Później pracował w firmie eksportowej do jej bankructwa w 1928 r., następnie w agencji ubezpieczeniowej i w Urzędzie Opieki Społecznej, gdzie był zatrudniony do momentu aresztowania go przez Gestapo w 1934 r.
Wiadomo, że przeżył wojnę (w 1945 r. napisał krótkie wspomnienia), jednak dalsze jego losy są nieznane.

Medialna gwiazda
O fałszywym burmistrzu z Koszalina („Der fälsche Bürgermeister aus Köslin”) pisały gazety z całego świata: poczynając od zwykłych niemieckich dzienników (Berliner Volkszeitung), poprzez węgierską Huszadik Szirzrad, na nowozelandzkiej Auckland Star Neu Zealand i renomowanej Niemieckiej Gazecie Prawnej (Deutsche Juristenzeitung) skończywszy. Ponieważ większość ówczesnych czasopism była drukowana bez zdjęć, wydawano pocztówki ze portretem byłego koszalińskiego burmistrza pozującego z ulubionym psem. Ukazujący się przez prawie 90 lat niemiecki tygodnik satyryczny Kladderradatsch poświęcił mu w maju 1914 r. półstronicowy wiersz ilustrowany serią karykatur. Powszechnie kojarzono go z kolejnym kapitanem z Köpenick, czyli pruskim szewcem i hochsztaplerem, który w 1906 r. przebrany w oficerski mundur podporządkował sobie oddział żołnierzy w podberlińskim miasteczku Köpenick, a następnie w ich towarzystwie udał się do ratusza, gdzie aresztował burmistrza i przejął za pokwitowaniem kasę magistratu. Tamta historia stała się kanwą sztuki teatralnej i kilkunastu filmów. Koszaliński casus znalazł się natomiast w ówczesnym kilkunastotomowym wydaniu encyklopedii kryminalistyki.

Laska burmistrza
Sądząc z zachowanych karykatur i zdjęcia fałszywego burmistrza, Herr Thormann alias dr Alexander był przykładem typowego w owych czasach dandysa, tj. eleganckiego młodzieńca w surducie, binoklach, z cylindrem na głowie i nieodzowną laseczką w ręku. I właśnie jedną z takich laseczek ze srebrną rękojeścią, pięknie zdobioną secesyjnym wizerunkiem głowy satyra i opatrzoną napisem „Bürgermeister von Cöslin, Dr. Eduard Alexander” zakupiło niedawno do swoich zbiorów koszalińskie muzeum. Druga, skromniejsza, jest w posiadaniu jednego z koszalińskich kolekcjonerów.

Korzystałem z książki Christy Muths „Der (Un)vergessene Widerstand” i archiwalnych egzemplarzy Berliner Volkszeitung, Berliner Handelsblatt, Dziennika Poznańskiego i Kuriera Poznańskiego z 1914 r.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Archeologiczna Wiosna Biskupin (Żnin)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na koszalin.naszemiasto.pl Nasze Miasto