Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Włoska tajemnica. Co się stało w marcu 1945 w Koszalinie? [zdjęcia]

Redakcja
Grupa włoskich jeńców, najbliższych kolegów Gian Carlo Castiglioniego (pierwszy z prawej strony) w Koszalinie. Jesień 1944 r.
Grupa włoskich jeńców, najbliższych kolegów Gian Carlo Castiglioniego (pierwszy z prawej strony) w Koszalinie. Jesień 1944 r. Fot. Muzeum w Koszalinie
Na przełomie lat 1944/1945 w Koszalinie przebywała i pracowała kilkudziesięcioosobowa grupa internowanych przez Niemców włoskich żołnierzy. W pierwszych dniach marca 1945 roku, gdy do Koszalina nadciągały sowieckie dywizje, Włosi piechotą ruszyli w kierunku Rosjan, aby oddać się w ich ręce. Czy część z nich padła ofiarą masowego mordu i spoczywa na koszalińskim cmentarzu?

Wiadomo również, że kilka dni później sowieccy żołnierze, już po zajęciu Koszalina 4 marca 1945 roku, przywieźli kilkoro koszalinian na miejski cmentarz przy ulicy Gnieźnieńskiej. Mieszkańcom miasta pokazano wówczas masowe groby z włoskimi żołnierzami, które miały być przykładem hitlerowskiego mordu. Z dużym prawdopodobieństwem możemy założyć, że faktycznie na terenie koszalińskiego cmentarza zostali pochowani zamordowani włoscy żołnierze - uważa Danuta Szewczyk, historyk z Koszalina - Kto dokonał tego mordu, Niemcy czy Rosjanie? Przesłanki wskazują na tych drugich - dodaje.

W 1943 roku, po obaleniu Mussoliniego, generał Pietro Badoglio wypowiedział wojnę Niemcom. W tej sytuacji dotychczasowi włoscy sojusznicy na froncie zmienili się we wrogów Niemiec. Zaraz też zostali przez Niemców rozbrojeni i internowani. Aż 13 tys. włoskich żołnierzy - głównie z Grecji - w październiku 1943 roku trafiło do obozu w Czarnem (obecnie woj. pomorskie). Rok później zaproponowano im, aby dobrowolnie zrzekli się statusu jeńców wojennych, przeszli pod niemiecką administrację cywilną i w ramach Niemieckiego Frontu Pracy zatrudnili się we wskazanych przez administratorów miejscach. Brak zgody na takie rozwiązanie nie był akceptowalny. W ten sposób 61 Włochów trafiło do Koszalina - wyjaśnia Danuta Szewczyk.

Ich "mężem zaufania", a więc osobą oddelegowaną do kontaktów z niemiecką administracją, został sierżant Carlo Castiglioni. To właśnie od rodziny sierżanta Danuta Szewczyk uzyskała oryginalne, pisane przez niego listy, zdjęcia z tamtego czasu oraz dokładną listę Włochów pracujących Koszalinie. 37 włoskich żołnierzy zostało skierowanych do firm przewozowych, reszta pracowała na poczcie, w cukierni, piekarni, a także u stolarza i szewca. Za swoją pracę Włosi otrzymywali pensję, mogli też swobodnie poruszać się po mieście, a nawet założyć drużynę piłkarską. Koszalińska historyk dodaje, że Włochom zapewniono przyzwoite warunki bytowe. Z listów wynika, że przybysze mieli tylko poważne problemy z paczkami od rodziny, które ginęły gdzieś po drodze do Koszalina. Włosi prosili bliskich przede wszystkim o ubrania dostosowane do innego niż włoski klimatu.

Bardzo doskwierała im też tęsknota za domem - daleką, słoneczną Italią. Wzruszająco pisze o tym w liście do matki nasz Carlo, a w pewnej chwili dodaje jej i sobie otuchy słowami "Odwagi droga matuśku, wszystko przemija" .

Nie wiadomo, czy na spotkanie z rosyjskim wojskiem poszli wszyscy internowani Włosi. Szli dzisiejszą ulicą Słupską przez Górę Chełmską. Na pewno przeżył tylko jeden z nich, Carlo Castiglioni.

Możemy być tego pewni, bo Carlo przyjechał do Koszalina w 1983 roku. To on właśnie opowiedział o próbie nawiązania kontaktu z wojskami sowieckimi i, co ciekawe, w Koszalinie po wojnie szukał śladów po swoich towarzyszach. Musiał więc stracić z nimi kontakt. Pytanie tylko, czy z tymi, którzy z nim poszli, czy z tymi, którzy może zostali w Koszalinie? - zastanawia się Danuta Szewczyk. Niestety nie zachowały się żadne dodatkowe informacje o tym, co opowiadał Włoch, odwiedzając Koszalin w latach 80. Nie wiadomo, jak udało mu się przetrwać, co dokładnie stało się w chwili spotkania włoskich żołnierzy z sowieckimi żołnierzami się stało z tymi Włochami, którzy przeżyli.

Istnieje niezwykle interesująca relacja nieżyjącej już dzisiaj Leonory Drzewińskiej. Pani Leonora urodziła się w 1928 roku w Wolnym Mieście Gdańsku, a w 1932 roku wraz z rodzicami przeprowadziła się do Koszalina. Tutaj przetrwała wojnę i mieszkała aż do śmierci. To właśnie ona znalazła się wśród koszalinian, którym na początku marca 1945 roku sowieccy żołnierze pokazali masowe groby. O relacji pani Drzewińskiej opowiada Danuta Szewczyk. - Rozmawiając ze mną, Pani Leonora była pewna, że widziała wtedy pomordowanych Włochów. Nie zapamiętała jednak, w którym dokładnie miejscu znajdowała się mogiła - wspomina. Koszalińska historyk uważa, że mogiła Włochów może znajdować się cały czas w tym samym miejscu, lecz nad nią mogły powstać już inne, polskie groby. Prawdopodobnie mordu dokonali Rosjanie, uznając Włochów za faszystów i sprzymierzeńców Hitlera. "Przedstawienie" w obecności świadków z Koszalina było im potrzebne, aby odsunąć od siebie podejrzenia. - Niemcy nie mieliby żadnego interesu, aby zabijać Włochów. Ale to wyłącznie hipoteza. Za mało wiemy, aby coś stwierdzić na sto procent - podsumowuje Danuta Szewczyk.

W 2007 roku śledztwo w tej sprawie wszczął koszaliński oddział IPN. Po kilku miesiącach postępowanie zostało umorzone.

Zobacz także: Zostań Małym Powstańcem - spotkanie z historią w Koszalinie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Włoska tajemnica. Co się stało w marcu 1945 w Koszalinie? [zdjęcia] - Głos Koszaliński

Wróć na koszalin.naszemiasto.pl Nasze Miasto