Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Sprawa Polańskiego - czemu nas to tak oburza?

Dorota Abramowicz i Henryk Tronowicz
G. Mehring
Od miłości do nienawiści droga jest krótka. Kiedy 4 marca 2003 roku do Polski dotarła wiadomość z Los Angeles - "Pianista" Romana Polańskiego otrzymał aż trzy Oscary - rozpierała nas duma. Polskiego reżysera kochali politycy i artyści, a internauci na forach pisali: "Cóż można powiedzieć? Tylko się cieszyć i gratulować!". Dziś, gdy Polański czeka w szwajcarskim areszcie na ekstradycję do USA, internauci piszą: "To zwykły pedofil. Powinien zgnić w więzieniu"!

Rzecz w tym, że o uwiedzeniu przez polskiego reżysera w 1977 r. 13-letniej Samanthy Gailey wiemy już od kilkudziesięciu lat. Dokładnie to samo. Mimo tej wiedzy do 26 września 2009 r. Polska go kochała. Teraz, pomimo zasług, go nienawidzi. Co się naprawdę stało w ciągu ostatniego tygodnia?

Sobota, 26 września. Polański ląduje na lotnisku w Zurychu. To nie pierwsza jego wizyta w Szwajcarii. Przyleciał odebrać nagrodę za całokształt twórczości na tamtejszym festiwalu filmowym. Prosto z lotniska trafia do aresztu ekstradycyjnego na podstawie amerykańskiego nakazu aresztowania z 1978 roku.
Na reakcję polskich władz nie trzeba długo czekać. Zatrzymanie Polańskiego jest "akcentem antypolskim" - stwierdza minister kultury Bogdan Zdrojewski. Minister Radosław Sikorski chce wspólnie z szefem MSZ Francji Bernardem Kouchnerem wystąpić do amerykańskiej sekretarz stanu Hillary Clinton z prośbą, by reżyser został zwolniony z aresztu, a prezydent USA rozważył zastosowanie wobec niego prawa łaski. Prezydent Lech Kaczyński wyraża nadzieję, że w niedługim czasie będzie okazja do "wymiany słów" na ten temat z Amerykanami i deklaruje, że sprawą zajmą się jego prawnicy. Oburzeni polscy artyści (Andrzej Wajda, Jerzy Skolimowski, Izabella Cywińska, Jacek Bromski, Feliks Falk i Janusz Morgenstern) piszą w liście do prezydenta: "Żądamy wolności dla Romana Polańskiego!".
Dwa dni później sytuacja zaczyna się zmieniać. Ponad połowa uczestniczących w sondzie TVN24 uważa, że reżyser powinien stanąć przed amerykańskim sądem i ponieść karę. Na forach internetowych pojawiają się ostre wpisy. "Kastrować Polańskiego i jego obrońców!" - żądają. I piętnują "Wstyd dla tych, którzy bronią pedofila!!!".

Za słowami idą czyny. Kiedy Krzysztof Zanussi w "Kropce nad i" stwierdza, że polski reżyser "skorzystał z usług nieletniej prostytutki", natychmiast internauta o nicku Stary Wiarus tłumaczy jego słowa na angielski i wysyła do prawników Samanthy Gailey. Z wyraźnym oczekiwaniem, że twórca "Barw ochronnych" będzie musiał za swoje słowa drogo zapłacić.

Od reżysera zaczynają odcinać się także politycy.
- Nie mieszajmy polityki do spraw seksu z dzieckiem - stwierdził kilka dni temu premier Donald Tusk, nakazując swoim ministrom - Radosławowi Sikorskiemu i Bogdanowi Zdrojewskiemu - większą powściągliwość w interwencjach na rzecz znanego reżysera.

Strzał pierwszy - "Nóż"

Polański jest przyzwyczajony do medialnego zamieszania wokół własnej osoby. Pierwszy raz trafił na celownik przy okazji realizacji swojego pełnometrażowego debiutu "Nóż w wodzie". Kiedy reżyser wyjechał z ekipą na zdjęcia na Mazury, w ślad za filmowcami podążył reporter (nieżyjący już, więc nad jego nazwiskiem pastwić się chyba nie warto). Dziennikarz ów zamieścił na łamach tygodnika "Ekran" relację, która miała powstający film storpedować. Autor pytał: "Po co i dla kogo robi się takie filmy?".

Film wpuszczono jednak na ekrany i dopiero po premierze dzieło Polańskiego wzięli ostro na ząb krytycy. Najostrzej bodaj zaatakował Juliusz Kydryński, pisząc, że Polański stworzył film pozerski, bzdurny, ukazujący bohaterów urojonych, którzy przez dwie godziny prezentują na ekranie dziwaczne kompleksy.
Tymczasem "Nóż w wodzie" rok po premierze zwyciężył w plebiscycie tygodnika "Film" i do tego odniósł serię sukcesów zagranicznych, zwieńczonych pierwszą w dziejach polskiego kina nominacją do Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego. Tego partyjnym bonzom było już za wiele. Ówczesny pierwszy sekretarz PZPR Władysław Gomułka nie zdzierżył i w przemówieniu na XIII Plenum Komitetu Centralnego partii schlastał dorobek rodzimej kinematografii, a przy okazji osądził od czci i wiary "Nóż w wodzie". Film ten według tow. Gomułki był oderwany od społecznej rzeczywistości Polski budującej socjalizm, dawał pesymistyczną wizję ludzkiego losu i nie miał ani głębi filozoficznej, ani psychologicznej. Dla Romana Polańskiego to był znak, że w Polsce nie będzie miał szans na robienie filmów.

Strzał drugi - mord

W rok po ukończeniu przez Polańskiego w Hollywood horroru "Dziecko Rosemary", banda Charlesa Mansona włamała się do jego willi w "Bel Air" na przedmieściu Los Angeles i dokonała tam odrażającego mordu zbiorowego. Ofiarą zbrodni - wraz z czterema innymi osobami - padła 26-letnia żona reżysera, aktorka Sharon Tate, która była w ósmym miesiącu ciąży. Polańskiego w tym czasie nie było w domu. Jednak zamiast współczucia spadła na niego fala ciężkich oskarżeń i potępienia. Media snuły hipotezy, że do haniebnej masakry mogło dojść z jego inicjatywy. Pojawiły się posądzenia sugerujące słabość Polańskiego do magii, do wampirów, a nawet jego niejasne powiązania z czcicielami Szatana. Przypominano w związku z tym postać kosmatej bestii z długimi pazurami, która brutalnie gwałci bohaterkę "Dziecka Rosemary", aby spłodzić Antychrysta.

W kraju ukazał się cykl esejów reportaży Krzysztofa Kąko-lewskiego "Jak umierają nieśmiertelni", w których z krytyczną pasją skomentował rozpasanie i styl życia ówczesnego "wyzwolonego pokolenia". Kąkolewski pisał m. in. o "szemranych przyjaciołach" Polańskiego, a samemu reżyserowi wygrzebał z przeszłości... szkolną intrygę, kiedy kręcąc na balu etiudę pt. "Rozbijemy zabawę", po kryjomu do napadu na studentów zaangażował autentyczną bandę z Widzewa.

Strzał trzeci - gwałt

Feralnego dnia 10 marca 1977 r. reżyser odbył w Los Angeles sesję zdjęciową z 13-letnią Samanthą Giemer (resp. Gailey), po której doszło między nimi do zbliżenia erotycznego. Nazajutrz Roman Polański został aresztowany. Pełna lista zarzutów obejmowała podanie nieletniej środków psychotropowych, dokonanie na nieletniej czynów nierządnych i lubieżnych, odbycie zabronionego prawem stosunku seksualnego z nieletnią, gwałt pod działaniem narkotyków, akt perwersji w postaci kopulacji oralnej z organami płciowymi dziecka oraz sodomię.

Polański został zwolniony z aresztu za kaucją. Jego prawnicy wynegocjowali, że najkorzystniej będzie, jeśli przyzna się wyłącznie do zarzutu trzeciego (stosunek z nieletnią) za co groziła mu kara od roku do dziesięciu lat więzienia oraz deportacja z USA. Prowadzący sprawę sędzia Rittenband, który początkowo skazał Polańskiego na 90 dni pozbawienia wolności, wykonanie wyroku odroczył. Rozsierdził się dopiero wtedy, kiedy reżyser wyjechał do Europy i został sfotografowany w monachijskiej piwiarni w otoczeniu wyzywająco pięknych młodych kobiet.

Strzał czwarty - pedofilia

Od tego czasu minęło 31 lat. Polański starannie unikał postawienia stopy na terytorium USA ani żadnego z państw mających z nimi umowę ekstradycyjną. Wielokrotnie za to bywał w Polsce, gdzie przyjmowano go z honorami, niemal jako współczesnego Chopina.

W ubiegły weekend Polaków najbardziej zbulwersowały opublikowane już po aresztowaniu Polańskiego fragmenty zeznań Samanthy sprzed 31 lat, w których dziewczynka opowiadała o szczegółach seksu z reżyserem. "Zwykły pedofil" - to najdelikatniejsze określenie Polańskiego.
Słowo "pedofilia" wzbudza dziś wielkie emocje. Gwałt pedofilski i kazirodczy to zbrodnia - uchwalili posłowie zaledwie na dzień przed zatrzymaniem Polańskiego. Zwyrodnialców czeka przymusowa kastracja chemiczna. W tle pojawiają się doniesienia o potworze z Amstetten, który ćwierć wieku więził córkę, o pedofilu z Belgii, mordującym dziewczynki i o naszych rodzimych zboczeńcach, krzywdzących dzieci.

Nic dziwnego, że wyjątkowo czuli na nastroje społeczne politycy w ostatnich latach zaczęli prześcigać się w żądaniach coraz surowszych kar dla pedofilów. A jeśli już żąda się kary za zbrodnię pedofilii, to nie wypada usprawiedliwiać słynnego rodaka, który uprawiał seks z nastolatką.
Tylko, że biegli seksuolodzy mówią jednoznacznie: użycie słowa "pedofilia" nie jest zasadne.

- Pedofilia to dążenie do kontaktów seksualnych z osobą niedojrzałą fizycznie, mającą ciało dziecka, w okresie przed pokwitaniem - wyjaśnia dr Małgorzata Chojnowska, seksuolog. - W tym przypadku, choć to nie zmienia negatywnej oceny czynu reżysera, prawdopodobnie tak nie było. Trzynastoletnie dziewczynki mają już zwykle atrybuty dojrzałości. Polański nie jest pedofilem.

Różnicę między pedofilią a "zachowaniem seksualnym wobec nieletniej" usiłował wytłumaczyć w środę wieczorem w TVN24 seksuolog Zbigniew Lew-Starowicz. Sądząc z komentarzy internautów, nie został jednak do końca zrozumiany. Pink Panter napisał: "Za ile pan Lewek wydaje takie certyfikaty niewinności? Badał Romka? Żenada".

Strzał piąty - ponad prawem

- Źle się stało, że Roman Polański nie odpowiedział za swój czyn w Polsce - twierdzi mec. Roman Nowosielski, znany trójmiejski adwokat, członek Trybunału Stanu. - Przez wiele lat, które upłynęły od wydarzeń w domu Jacka Nicholsona, nie był on traktowany przez polskie sądy jak zbrodnia. Kara mogła wynieść od sześciu miesięcy do ośmiu lat pozbawienia wolności. Dziś jest to już od trzech do 15 lat. Wiadomo przecież było, że Amerykanie nie zapomną o Polańskim i będą pilnować, by prawo było konsekwentnie przestrzegane. I nie ma od tego żadnych odstępstw. Ewidentny przykład to sprawa Susan Atkins, jednej z zabójczyń Shaton Tate. Śmiertelnie chora Atkins wystąpiła do sądu o zgodę na opuszczenie więzienia na ostatnie dni życia. W Europie taka zgoda na pewno zostałaby wydana. W USA - nie. Atkins zmarła 24 września za kratami.

Według prawa stanu Kalifornia stosunek seksualny z osobą poniżej 15 roku życia uznawany jest jako gwałt. W 1978 r. amerykański sąd zarzucił Polańskiemu zgwałcenie trzynastolatki po podaniu jej szampana i narkotyku. Po ugodzie adwokata reżysera z prokuratorem Polański przyznał się do stosunku z Samanthą, za co miał trafić jedynie na trzy miesiące na obserwację psychiatryczną. Sędzia okręgowy, walczący o medialny rozgłos, postanowił jednak zrobić przy okazji tej sprawy karierę. Polańskiemu groził powrót do więzienia - wtedy reżyser zaczął uciekać.

Artyści, broniący słynnego reżysera, wskazują na jeszcze jeden dowód "nieuczciwej", ich zdaniem, postawy amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości. Samantha zeznała, że przed Polańskim miała już dwóch innych partnerów seksualnych.

- Dlaczego nic nie wiadomo, by te osoby - obywatele amerykańscy - były po prawie 40 latach ścigane za gwałt? - pyta dramatycznie Daniel Olbrychski.
Zdaniem mec. Romana Nowosielskiego dobrowolne stanięcie mającego polskie obywatelstwo reżysera przed polskim sądem i poddanie się karze (niewykluczone, że w zawieszeniu, zwłaszcza po zawarciu ugody z Samanthą, która wybaczyła reżyserowi) uniemożliwiłoby skazanie go po raz drugi za ten sam czyn przez Amerykanów.


Strzał szósty - bez przebaczenia

Prof. Hanna Brycz, psycholog społeczny, nie dziwi się reakcji rodaków na sprawę Polańskiego.
- Nie jesteśmy skłonni do wybaczania - tłumaczy.

- Świadczy o tym chociażby nasz stosunek do kary śmierci. Wie pani, ile procent rodaków chce, by była ona wykonywana? Aż 80 proc.! To między innymi świadczy o poziomie frustracji społecznej. Poza tym sam czyn twórcy "Matni" odstręcza.

Molestowanie dzieci uznawane jest powszechnie za naganne, budzi agresję, wstręt, obrzydzenie.
Oczywiście, jesteśmy dumni z "wielkich Polaków". Ta duma jednak znika jak bańka mydlana, co też ma uzasadnienie badawcze. Swego czasu przeprowadzono eksperyment, w którym przedstawiono badanym świetlaną postać - poświęcającą się dla innych, zdolną, światłą, sympatyczną. Wystarczyło jednak, że "dołożono" tej postaci jeden moralnie naganny epizod, a już jej postrzeganie radykalnie się zmieniało. Nie liczyły się żadne wieloletnie zasługi. Liczył się jeden czyn.
Czyn Polańskiego, choć znany, został w ostatnich dniach ponownie nagłośniony. Nie ma chyba osoby publicznej, która by nie podjęła się trudu dodania do sprawy własnego komentarza.

- W przypadku Polańskiego w ostatnich dniach został przeprowadzony "społeczny dowód słuszności" - twierdzi prof. Brycz. - Polega to na powtarzaniu opinii innych, na naśladowaniu ich zachowań. Jeśli pierwsza osoba powie, że X. zrobił źle, następna doda - bardzo źle. Kolejna - okropnie! Oburzenie rośnie. Służy ono osobie wyrażającej opinię, która dzięki temu czuje się czysta moralnie. To taka ochrona "ja" przy pułapce konformizmu. I jeszcze jedno - ludzie zawsze fascynowali się bardziej negatywnymi informacjami niż pozytywnymi.
I tak Oscar przegrał z gwałtem.

***

To jest wojna dwóch Ameryk: Hollywood z purytanami z prowincji

To także sprawa polskich kompleksów. Czesi tak by tego nie przeżywali - mówi o emocjach wokół aresztowania Romana Polańskiego filozof, prof. Zbigniew Mikołejko w rozmowie z Dariuszem Szreterem

Co reakcja na odgrzebaną po 31 latach, a więc niemal historyczną już sprawę karną Romana Polańskiego mówi nam o stanie świadomości Polaków pod koniec pierwszej dekady XXI wieku?
Zanim odpowiem wprost na to pytanie, chciałbym jednak cofnąć się o 31 lat, do mojej osobistej reakcji bezpośrednio po ujawnieniu tej sprawy. Polański był dla mnie ważnym reżyserem. A jednak, mimo pewnej dwuznaczności całej sytuacji, kłamstw w śledztwie, mimo współczucia, jakie miałem dla niego po zamordowaniu jego żony, czułem pewną odrazę. Nie zgadzam się też ze stwierdzeniem, że to sprawa czysto historyczna. Osobista skłonność reżysera do nadmiernie młodych kobiet przebija przez karty całej jego autobiografii, opublikowanej w latach 80. Jest w tym pewien rodzaj obłudy. Można odnieść wrażenie, jakby on nie chciał przyjąć do wiadomości tego, że one są nieletnie, bo czerpie z tego rozkosz. Problemu tego Polański dotykał zresztą w filmie "Chinatown", gdzie akcja rozgrywa się wokół kazirodczego stosunku ojca z córką, a potem ten ojciec zaczyna interesować się, w sensie seksualnym, dorastającą dziewczynką, owocem tego związku. To, że Polański podjął ten temat, może oznaczać, że sam nie potrafił sobie z tym poradzić. Oczywiście, można to wyjaśniać poprzez psychoanalizę, ale moim zdaniem to choroba całego środowiska.

Co Pan ma na myśli?
Roman Polański jest ofiarą zderzenia dwóch kultur współobecnych w USA. Z jednej strony mamy środowisko hollywoodzkie, które przypomina Cesarstwo Rzymskie czy Bizancjum w fazie dekadencji, ewentualnie - szukając bardziej współczesnych odniesień - Jelcynowską Moskwę. Cechuje je zamiłowanie do wyrafinowanej sztuki, przepych (dla wybrańców), a jednocześnie towarzyszy temu upadek moralności. A także coś, co Rosjanie określają słowem "pieriedieł". Nie ma ono polskiego odpowiednika, a oznacza pewien typ związku z prawem, gdzie jedni są mu poddani, a inni uzurpują sobie wyłączenie spod jego rygorów. Natomiast z drugiej strony mamy rygorystyczne normy purytańskie, których produktem jest system prawny Stanów Zjednoczonych. Prawo rozumiane jest jako fatum, które ściga sprawcę nieustająco, a zło musi zostać napiętnowane i ukarane. Nie ma przedawnienia. I w tym wypadku ta moc surowości zadziałała.

Purytański rygoryzm zawarł sojusz ze szwajcarskim formalizmem?
Szwajcaria wypada w całej tej historii najgorzej. Szwajcarzy kupczą swoim systemem prawnym, stosując wybiórczo ten formalizm, o którym pan wspomina. Tak było na przykład z niemieckimi i austriackimi Żydami, których w latach II wojny światowej wydalono stamtąd wprost do obozów zagłady. Z drugiej strony potrafili przymykać oko na różne rzeczy. W końcu Polański miał tam dom od 18 lat i nic się nie działo. A teraz zwabili go w pułapkę - oficjalnie zaprosili na festiwal i aresztowali. Nawiasem mówiąc, z tego, że Szwajcarzy naginają prawo dla doraźnych interesów politycznych, skorzystała kiedyś i Polska - wydali nam Bagsika.

No to wróćmy do Polski. Tu też Polański wielokrotnie przyjeżdżał i - choć o zarzutach o gwałt na nieletniej wszyscy wiedzieli - był fetowany jako nasz wielki rodak. Kibicowaliśmy mu w związku z Oscarem dla "Pianisty", a tu nagle, kiedy został zatrzymany, większość chce go karać i bez mała kastrować.
Zniesmaczyła mnie ta narodowa tromtadracja wokół tej sprawy i nagły zwrot nastrojów i opinii. Ta ambiwalencja jest zresztą w pewnym sensie zrozumiała. Mamy do czynienia z wielkim człowiekiem, który wykazuje paskudną małość. Czy za tę wielkość należą mu się specjalne przywileje? Czy wolno podnosić argument, że gdyby poszedł już wtedy do więzienia, nie powstałaby "Tess"? To nasze miotanie się od ściany do ściany wynika w dużej mierze z lenistwa i kompleksów leżących w naszej naturze. Zamiast zabrać się do rzetelnej codziennej roboty, próbujemy się dowartościować przez wielkość, która nas uszlachetnia. Po czym nagle odkrywamy, że ta wielkość, "jeden z największych z nas", ma swoją ciemną stronę.

Czy Pana zdaniem Polański ma jakieś szczególne predyspozycje, by pełnić rolę kozła ofiarnego? W skierowanych przeciw niemu wpisach na forach internetowych pojawiają się również wątki antysemickie. Może to jest też klucz?
Motywy wzmożonej agresji mogą być wielorakie. Francuski psychoanalityk Jacques Lacan wprowadził na przykład pojęcie "jouissance" - zazdrości o domniemaną rozkosz innego, która prowadzi do przemocy wobec niego. Niewykluczone, że część osób osądzających Polańskiego od czci i wiary chciałaby mieć udział w tej rozkoszy, ale boi się przekroczyć tabu.

Myśli Pan, że Czesi też by tak zareagowali, gdyby coś podobnego przydarzyło się ich "eksportowemu" reżyserowi, Milosowi Formanowi?
Bardzo wątpię. Oni nie mają tego typu kompleksów. Przez to tak bardzo krytykowane drobnomieszczaństwo i zanurzenie w codzienności. Oni zajmują się sprawami małymi, nie wielkimi. Nie mają poczucia mesjanizmu, wyjątkowości swojej nacji. Nie byłoby więc histerii z powodu, że oto ktoś nas skalał. Taka reakcja charakterystyczna jest dla narodów z silnie zakorzenionym poczuciem "świętości". Obok Polaków to Rosjanie, Ukraińcy, Litwini, narody bałkańskie. Ale jak już wspomniałem, ta sprawa tak naprawdę nas nie dotyczy. To wojna dwóch Ameryk. To nie jest zresztą tak, że cała wina jest po jednej stronie. Pod pewnymi względami artystom się naprawdę ciężko żyje w tej Ameryce, która jest w 90 proc. prowincjonalna, poukładana, rygorystyczna. Gdzie sąsiad donosi policji na sąsiada, jeśli ten zaparkuje nierówno samochód przy chodniku albo nie skosi trawnika. Dlatego amerykańscy artyści tak dobrze czują się w Europie.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Krokusy w Tatrach. W tym roku bardzo szybko

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Sprawa Polańskiego - czemu nas to tak oburza? - Warszawa Nasze Miasto

Wróć na koszalin.naszemiasto.pl Nasze Miasto