Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Spotkanie z Martą Abramowicz w Koszalinie już w piątek [ROZMOWA]

Bogna Skarul
Koszalińska Biblioteka Publiczna zaprasza na spotkanie z pisarką Martą Abramowicz, autorką książek: "Zakonnice odchodzą po cichu" i "Dzieci księży. Nasza wspólna tajemnica". Z tej okazji przypominamy rozmowę z pisarką. Spotkanie odbędzie się 1 lutego, pl. Polonii 1, godz. 17. Wstęp wolny.

W polskim Kościele kobiety - także siostry zakonne - nie mają nic do powiedzenia – mówi nam pisarka Marta Abramowicz, autorka książki „Zakonnice odchodzą po cichu”.

- Jaki jest twój stosunek do Kościoła?

- Dlaczego pytasz?

- Bo to istotne dla czytelnika, który sięga po książkę o byłych zakonnicach.
- Mój stosunek do Kościoła jest taki sam, jak byłych zakonnic, o których pisałam. Bohaterki mojej książki do Kościoła podchodzą z dystansem. Większość z nich pozostała osobami wierzącymi i to głęboko. Są też takie, które stały się agnostyczkami czy ateistkami. Jednak niewątpliwie łączy je to, że mają zdystansowany stosunek do Kościoła jako instytucji. Ale już nie jako wspólnoty. Po ich doświadczeniach trudno się temu dziwić.

- Skąd pomysł, by napisać książkę o zakonnicach?

- Nigdy wcześniej nie miałam żadnych doświadczeń z siostrami zakonnymi. Ale zawsze mnie zastanawiało, dlaczego w mediach pojawia się ksiądz, ekspert od Kościoła, były ksiądz, ale nie ma zakonnic. Wtedy poznałam pierwsze bohaterki - Joannę i Magdalenę, które opowiedziały mi swoją niezwykłą historię - kiedy to 17 lat temu uciekły z klasztoru, bo się w sobie zakochały, a teraz są razem, mają dziesięć kotów i trzy psy, są wolontariuszkami Amnesty International, bibliotekarkami, chodzą do więźniów z klubem książki, zbierają śmieci z plaży i ratują foki. Ich historia bardzo mnie ujęła. Pomyślałam, że choć Joanna i Magdalena nie są już zakonnicami, to mają głęboko humanistyczne podejście do życia i świata. Zainteresowało mnie, czy inne zakonnice też takie są.

- I co się okazało?

- Po pierwsze, bardzo trudno było mi do innych zakonnic dotrzeć. Przez pół roku udało mi się porozmawiać z dwudziestoma byłymi siostrami (teraz, po wydaniu książki jest o wiele łatwiej, do dziś napisało do mnie już ponad 200). Zbierałam ich historie. Okazało się jednak, że równie interesujące jest to, jak wyglądało ich życie zakonne. Mówiły mi o tym, że w zgromadzeniu nie były w stanie zrealizować swojego powołania.

- Dlaczego?

- Bo trudno było im odnaleźć w zakonie te wartości, które ich tam zaprowadziły. Ta myśl przebijała się przez wszystkie opowieści. Okazało się, że po odejściu, rzeczywiście łączy je bardziej społeczne podejście do życia. Nie wybrały pracy w korporacji, ale pracę blisko ludzi. Są nauczycielkami, opiekunkami, pielęgniarkami, pracują w bibliotece.

- Dlaczego tak się stało? Dlaczego w życiu poza zakonem wybrały pracę blisko ludzi?

- Z jednej strony zostały przygotowane do takich ról w zgromadzeniu, z drugiej myśl, którą miały przed wstąpieniem do zakonu – że idą tam, by czynić dobro, pomagać innym. I to u wielu z nich nie zmieniło się po wyjściu z zakonu. Opiekują się bezdomnymi zwierzętami, adoptują dzieci, pracują jako wolontariuszki. Nie chcę powiedzieć, że tak jest zawsze i że każda była zakonnica z definicji chce pomagać innym, ale jeśli miałabym znaleźć jakiś punkt wspólny wśród tych wielu różnorodnych życiorysów, to byłby taki.

- Rozmawiałaś z byłymi zakonnicami, czytałaś ich listy i zwierzenia. Na tej podstawie mogłabyś powiedzieć, jakie są zakonnice w Polsce?

- W Polsce, w zgromadzeniach czynnych jest około 20 tysięcy zakonnic. Ja, siłą rzeczy, miałam do czynienia z niewielką próbką i trudno mi generalizować. Uderzyło mnie, że te dwadzieścia pierwszych zakonnic, z którymi rozmawiałam, opowiedziało mi bardzo podobne historie Do teraz napisały do mnie siostry z około 50 zgromadzeń – to połowa z tych, które są w Polsce. To może świadczyć o tym, że sytuacje, o których mówią, nie są marginalne.

- Co mówią o swoim życiu w zgromadzeniach?

- Mówią o autorytarnym podejściu, o tym, że przełożona ma być postrzegana jako wcielenie woli bożej i że jest to rozumiane dosłownie. Nie można o niczym dyskutować, tylko bez szemrania wykonywać wszystkie polecenia, nawet te, z którymi siostry się nie zgadzają albo wydają im się absurdalne. Sprzyja temu struktura hierarchiczna Kościoła. W polskim Kościele kobiety - także zakonnice - nie mają nic do powiedzenia. Wszystkie wiążące decyzje podejmują wyświęceni mężczyźni.

- Napisałaś drugą część książki, taki suplement. Dlaczego?

- Tak, teraz ukazało się wydanie specjalne z nową częścią „Echa”, w której opisuję zmiany, jakie zaszły po pierwszym wydaniu książki. Jednym z zarzutów do mojej książki było to, że nie dotarłam do przełożonych zakonnych, które nie mogły powiedzieć, co o tym wszystkim sądzą. Więc w „Echach” mówią.

- Ale przecież Ty pisałaś, że próbowałaś z nimi rozmawiać…

- Tak, wszystkie próby kontaktu opisałam w pierwszej części. Jak wiadomo, były to nieudane próby. Ale po ukazaniu się książki i dyskusji na jej temat sytuacja się zmieniła. Przez rok spotykałam się z siostrą Jolantą Olech, która jest jedną z najważniejszych polskich sióstr, bo jest sekretarką generalną Konferencji Przełożonych Wyższych. Zapis tych kilku bardzo ważnych rozmów znalazł się właśnie w nowej części – „Echach”. Siostra Olech była również inicjatorką sesji dla wszystkich przełożonych generalnych i prowincjalnych w Polsce poświęconej odchodzeniu zakonnic, gdzie odczytane zostały świadectwa z książki oraz listy, które otrzymałam od byłych sióstr, oczywiście zanonimizowane. To była pierwsza tego typu sesja, którą poświęcono tym kwestiom. Odchodzenie sióstr oficjalnie przestało więc być tematem tabu.

- To pozytywny odbiór, ale czy Twoja książka wzbudziła jakiś niepokój?

- Tak, wzbudziła również wiele kontrowersji. W niektórych zgromadzeniach przełożone pisały do sióstr, że książka jest dziełem szatana, więc nie wolno im jej czytać „pod grzechem”, czyli będą się musiały spowiadać, jeśli ją przeczytają.

- A coś się zmieniło po wydaniu książki?

- Między innymi o tym piszę w „Echach”. To właściwie zupełnie nowa książka. Bo okazało się, że ta pierwsza stworzyła nową rzeczywistość. W drugiej piszę o różnych reakcjach, które inaczej nie miałyby miejsca. Moim celem było to, byśmy wszyscy lepiej zrozumieli byłe zakonnice.

- Zrozumiałaś je lepiej?

- Po wysłuchaniu opowieści poczułam ich samotność. Dostałam wiele listów od rodzin i znajomych byłych sióstr. Pisali, że dopiero po przeczytaniu książki zrozumieli swoje ciotki, siostry, kuzynki – które po odejściu z zakonów przez lata milczały. Poza tym byłe siostry założyły stowarzyszenie byłych zakonnic. Wcześniej nie miały ze sobą kontaktu, nic nie wiedziały o sobie. A nagle okazało się, że jest bardzo wiele kobiet, które doświadczyły podobnych sytuacji.

- Masz sygnały, że po Twojej książce coś się zmieniło w samych zakonach?

- Fakt, że odbyła się sesja dla przełożonych o odchodzeniu sióstr, bardzo wiele znaczy. Przecież niektóre moje bohaterki opowiadały, że były traktowane jak umarłe. A teraz nawet dopuszcza się w zgromadzeniach myśl, że to może właśnie zakon przyczynił się do tego, że one odeszły. Niektóre zgromadzenia zorganizowały też spotkania dla swoich byłych sióstr – opowiada o tym w „Echach” siostra Dolores. A przecież jeszcze nie tak dawno, siostra Nikodema powiedziała mi wprost, że pisanie książki o byłych zakonnicach jest złe i nie wyobraża sobie, aby w jednej mogły wystąpić obecne i byłe zakonnice.

- Spore wrażenie zrobiła na mnie informacja o zakazie czytania książek przez zakonnice, zakazie zaglądania do internetu, oglądania filmów. Dlaczego Kościołowi tak bardzo zależy, aby zakonnice odseparowywać od świata?

- To złożone. Rzeczywiście, jak mówią moje bohaterki, były one oduczane od myślenia. To posłuszeństwo i rezygnacja z poznawania świata wydaje się skrajna. Gdy patrzymy na zgromadzenia męskie, czy zagraniczne, to jest tam zupełnie inaczej. Z jednej strony można powiedzieć, że mają złe przełożone, które terroryzują siostry. Z drugiej strony pewnie część z nich wierzy, że robi dobrze. Z kolei, jak się zastanowić, dlaczego one wierzą, że robią dobrze, to nasuwa się myśl o modelach, jakie obecne są wśród zakonnic. Święta Faustyna pisała, że pragnie ścielić się pod stopy sióstr jako dywanik i cały jej dzienniczek jest zapisem chęci umartwień. Mała Tereska pisała, jak w nocy odrzucała koc w nieogrzewanej izbie, chorując na gruźlicę, co przyspieszyło jej śmierć. Jeśli takie modele życia są stawiane młodym zakonnicom za wzór, to trudno się dziwić, że niektóre z nich nie widzą innej drogi dla siebie niż cierpienie i umartwienie. A przecież możliwa jest też inna droga, gdzie katolicyzm jest postrzegany jako religia miłości, gdzie przypomina się, że Chrystus mówił przede wszystkim o miłości i że powinniśmy się radować ze Zmartwychwstania, a nie skupiać na cierpieniu. Niektóre przełożone uważają, że siostry powinny móc wybrać model życia, który jest im najbliższy.

- Dlaczego w zakonach jest tak mało wykształconych zakonnic?

- Kościół przez wieki traktował kobiety, jako te, które nie powinny się kształcić. Kobiety miały zająć się domem – sprzątać, gotować, prać, ewentualnie coś mogą w nim ustroić. I, oczywiście, opiekować się dziećmi albo innymi osobami, które potrzebują pomocy – starszymi czy chorymi. Natomiast wychodzenie z domów, udzielanie się publicznie nie prowadzi do niczego dobrego. Zakonnice są wcieleniem tej tradycyjnej roli, w której widziano przez wieki kobiety. Jeśli chodzi o wykształcenie, to prawo do studiów wyższych w Polsce kobiety zyskały dopiero w XX wieku. Dodatkowo, w czasach komunistycznych świeckie uniwersytety bardzo niechętnie przyjmowały zakonnice. Księża mieli swoje własne seminaria, więc było im dużo łatwiej. O tym, czy kogoś można wysłać na studia, decydują także względy ekonomiczne. Zakony muszą same na siebie zarobić. Mężczyźni co niedziela i przy okazji każdego sakramentu otrzymują datki od parafian. Zakonnice nie, a jeszcze muszą zapłacić księdzu za odprawienie mszy.

- Nie zdawałam sobie z tego zupełnie sprawy...

- Ale tak jest. Szeregowa siostra zakonna nie ma żadnych pieniędzy. Tak jest rozumiany ślub ubóstwa. Oczywiście, wygląda to różnie. Są zgromadzenia bogatsze i biedniejsze.

- Piszesz też o księżach, którzy z zaciekawieniem przeczytali co napisałaś i przyznali się do tego, że do tej pory problemu z zakonnicami w ogóle w Kościele nie dostrzegali.

- Wielu księży, jak mówili moi rozmówcy, do dziś traktuje zakonnice bardzo protekcjonalnie. Nie liczą się z nimi, nie biorą pod uwagę ich rozkładu dnia, widzą w nich tylko osoby, które mają za zadanie posprzątać Kościół, uprasować albę, uprać im i ugotować. Podczas, kiedy za granicą te same katolickie zakonnice chrzczą dzieci, odprawiają pogrzeby, prowadzą duszpasterstwa. W Polsce hierarchia nie chce do tego dopuścić. Kolejny przykład - w innych krajach dziewczynki mogą być ministrantkami. W Polsce zależy od biskupa danej diecezji, który nie zawsze się zgadza.

- Dlaczego?

- Rzekomo zakonnice jako ministrantki rozpraszają chłopców. Kościół boi się, że później ci chłopcy nie pójdą do seminariów. Ale jeśli pomyślimy o tym wszystkim, o czym tu rozmawiamy, może się jednak okazać, że prawdziwym powodem jest pogarda wobec kobiet.

Marta Abramowicz - reporterka, badaczka społeczna, działaczka na rzecz praw człowieka. Psycholożka, ekspertka od zagadnień związanych z przeciwdziałaniem dyskryminacji, autorka dwóch największych przeprowadzonych dotychczas w Polsce badań nad sytuacją społeczną osób LGBT. Jest absolwentką psychologii Uniwersytetu Warszawskiego oraz Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych na Uniwersytecie Warszawskim. Przez wiele lat pracowała jako dziennikarka. Przez blisko 10 lat ogólnopolską organizacją pozarządową Kampania Przeciw Homofobii. Jej książka „Zakonnice odchodzą po cichu" to pierwszy reportaż o życiu polskich zakonnic. Opublikowany w 2016 roku. Rok później ukazały się „Echa”.

od 12 lat
Wideo

Wybory samorządowe 2024 - II tura

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na koszalin.naszemiasto.pl Nasze Miasto