Etapem pierwszym była koszalińska poliklinika podczas nocnego dyżuru, gdzie bardzo miła pani doktor zaopiekowała się osobą z bardzo dużym nadciśnieniem - mierzenie ciśnienia, podanie odpowiedniego leku i... decyzja - skierowanie do szpitala.
A więc jedziemy.
Pierwsze wrażenie to brak tłumu pacjentów, miłe panie z rejestracji szybko wypełniają potrzebną dokumentację, jeszcze tylko opaska "all inclusive" na rękę i osoba, z którą przyjechałem, zostaje pełnoprawnym pacjentem i posłusznie czeka na to, co się wydarzy.
Mijają dwie godziny i nic się nie dzieje - panie rejestratorki na pytanie o lekarza bezradnie rozkładają ręce ( nieoficjalnie dowiaduję się że na SOR-ze brak lekarzy, którzy mogliby w trybie pilnym zająć się pacjentem). Ale po co narzekać... pacjent rekordzista czeka tylko 12 godzin na spotkanie z lekarzem.
Z nudów rozglądam się po pomieszczeniu i cóż widzę? Certyfikaty jakości na których widok pacjent powinien od razu wyzdrowieć. Dalej widzę instrukcję udzielania pierwszej pomocy... to chyba w przypadku, gdyby sąsiad siedzący obok stracił przytomność - przeczytawszy taką instrukcje kilkakrotnie każdy z nas poczuje się ratownikiem medycznym.
Certyfikaty zdobią szpital niczym paciorki, tylko że nie maja żadnej mocy uzdrawiania - ale dają prestiż placówce.
W szpitalu w Drawsku Pomorskim zlikwidowano SOR z powodu zbyt małej liczby personelu medycznego - uważam, że koszaliński SOR powinno spotkać to samo
echodnia Drugi dzień na planie Ojca Mateusza
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?