Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Firma Royal Greenland Seafood Mikołajem dla rodziny Włodarskich z Koszalina

Nasze Miasto Koszalin
Państwo Kamila i Grzegorz Włodarscy z Karoliną Dubanowską (w środku) z Royal Greenland Seafood.
Państwo Kamila i Grzegorz Włodarscy z Karoliną Dubanowską (w środku) z Royal Greenland Seafood. Katarzyna Chybowska
Kolejny raz firma Royal Greenland Seafood, we współpracy z "Naszym Miastem", postanowiła zostać św. Mikołajem dla rodziny, która znalazła się w trudnej sytuacji. W tym roku 1000 zł na przygotowanie wyjątkowych świąt otrzymali państwo Włodarscy z Koszalina.

Czwartek, godzina 8.20. Z państwem Kamilą i Grzegorzem Włodarskimi oraz z pani Karoliną Dubanowską z Royal Greenland Seafood spotykamy się przy wejściu do Tesco. – Boże, jak mi serce bije, wciąż nie mogę w to uwierzyć ¬ tymi słowy wita się z nami pani Kamila.
– Ta kobieta wstała dziś o czwartej trzydzieści – śmieje się pan Grzegorz. – Z emocji i nerwów spać nie mogła!
Prawdę mówiąc, nie byłyśmy tym specjalnie zdziwione. W końcu nie co dzień do rodziny, która z różnych względów znalazła się w trudnej sytuacji, przychodzi św. Mikołaj i ofiarowuje jej pieniądze, za które można wyprawić fantastyczne święta, ale przede wszystkim – kupić wymarzone prezenty dla czwórki dzieci. Tym Mikołajem jest firma Royal Greenland Seafood, a w jej imieniu Karolina Dubanowska.

Mimo początkowego zdenerwowania, państwo Włodarscy błyskawicznie poradzili sobie z zakupami (już wcześniej byli Tesco i sporządzili bardzo dokładną listę niezbędnych rzeczy). W wyładowanych po brzegi wózkach znalazły się m.in.: słodkości, które dzieciaki uwielbiają, mięso na świąteczne pyszności oraz mąka i twaróg na wypieki. Najważniejsze jednak były prezenty, które do koszyków trafiły jako pierwsze. Nie możemy wam jednak zdradzić, co to takiego, ponieważ główni zainteresowani, czyli czwórka pociech Włodarskich, poznają niespodziankę dopiero 24 grudnia… – To fajne, mądre i przemyślane zakupy – uważa Karolina Dubanowska. – Bardzo nam, Royal Greenland Seafood miło, że już kolejny raz mogliśmy pomóc ludziom, rodzinie, która znalazła się na zakręcie, a przy okazji spełnić dziecięce marzenia.

A wszystko przez te oczy…
Kamila i Grzegorz Włodarscy są parą od ośmiu lat. – Mieszkałem wówczas nad sklepem Parkowy, w którym codziennie robiłem zakupy – opowiada pan Grzegorz. – Pracowały tam dwie śliczne siostry, najpierw chciałem się umówić z jedną, ale była już zajęta. I tak poznałem Kamilę. Urzekły mnie te jej piękne, kocie oczy…
Pani Kamila wcale się jednak nie paliła do związku. – Jeden, bardzo trudny, miałam już za sobą, jedyne, co mi z niego zostało, to synek, Filip. Nieufnie podchodziłam do Grzegorza, ale on wciąż wracał, zagadywał, prawił komplementy, a nawet mył podłogę w sklepie – śmieje się.

I tak, od słowa do słowa, zostali parą. 3-letni Filip bardzo szybko zaakceptował nowego partnera mamy, już po kilku miesiącach mówił do niego „tato”, a dziś noszą jedno nazwisko. Grzegorz i Kamila wspólnie wybrali się na wesele wspomnianej siostry pani Kamili w październiku 2006 r. Podczas oczepin ona złapała welon, on krawat, to los zdecydował. – A mimo to Grzesiek wcale nie spieszył się z oświadczynami – dodaje „oburzona” K. Włodarska. – To prawda! Zostałem do nich zmuszony – ze śmiechem potwierdza jej mąż. – Na Gwiazdkę z Niemiec przyjechała Kamili siostrzenica i to ona niemal przemocą zaciągnęła mnie w Wigilię do jubilera po pierścionek zaręczynowy.

25 sierpnia 2007 r. Włodarscy stanęli na ślubnym kobiercu. Uroczystość połączona była z chrzcinami Kubusia, który przyszedł na świat niedługo wcześniej. W 2009 r. na świecie pojawiła się Zuzia (która, jak będzie duża, planuje być dorosłym albo strażą pożarną), a w 2011 r. – Marysia, ślepo zakochana w swoim najstarszym bracie.

Gdyby nie rodzina…
Początkowo rodzina Włodarskich radziła sobie świetnie. Pan Grzegorz miał dobrze płatną pracę w firmie rozstawiającej ogromne hale namiotowe. Dużo pracował, rzadko bywał w domu, ale szły za tym pieniądze. – W pewnym momencie w firmie zaczęło się jednak gorzej dziać – wspomina. – Zaproponowano mi założenie własnej działalności i pracę podwykonawcy. Cóż było robić: wziąłem kredyt na samochód, zatrudniłem pięciu ludzi i zacząłem działać.
Niestety, firma-matka przestała być wypłacalna, a Włodarscy zostali z kredytem i pracownikami, którym trzeba było dać wypłaty. – Firmę zamknąłem, auto sprzedałem, kredyt jest już prawie spłacony, ale z pracą jest ciągle problem. Wpadają jakieś drobne zlecania, ale o pracy na stałe nawet mowy nie ma.

Pani Kamila też nie miała szczęścia: firma sprzątająca, w której pracowała, do dziś jest jej winna ponad trzy tys. zł wypłaty. – Teraz pracuję w MOPS-ie w tak zwanych pracach społeczno-użytecznych. Bardzo to lubię, ale niestety, w grudniu upływa pół roku, a dłużej tak pracować nie wolno. Wierzę, że od stycznia coś znajdę. I że do Grzegorza też się w końcu los uśmiechnie – wzdycha pani Kamila. – Ale w tym miejscu od razu muszę zaznaczyć, że nawet w najtrudniejszych chwilach mogliśmy liczyć na pomoc rodziny. Gdyby nie oni, mogłoby być o wiele gorzej.

Bardzo trudny czas
Ostatnie lata były dla Włodarskich trudne nie tylko pod względem finansowym. – Mieliśmy sporo kłopotów z Kubą. Syn bardzo późno zaczął mówić, rozwijał się ciut wolniej od rówieśników, ale pediatra to ignorowała. Aż w końcu dostaliśmy skierowanie do poradni, a tam pojawiło się podejrzenie autyzmu – opowiada pani Kamila. – Zaczęły się wizyty u logopedów, psychologów, psychiatrów. Na szczęście ostatecznie okazało się, że wszystko w porządku. Kubuś w wieku pięciu lat poszedł do zerówki, gdzie trafił na wspaniałą nauczycielkę, Anicetę Szyc, która bardzo, bardzo mu pomogła.
Niestety, po roku (Kuba został w zerówce) zmieniła się nauczycielka i przestało być kolorowo. – Syn ewidentnie nie przypadł pani do gustu i wzajemnie. Doszło do tego, że mały nie chciał chodzić do szkoły, płakał, bardzo wszystko przeżywał. Na szczęście teraz znowu jest pod opieką pani Anicety, chodzi do szkoły razem z Zuzią i znów wszystko zmierza ku dobremu – uśmiecha się pan Grzegorz, jednocześnie czule burząc Kubie fryzurę.

Rodzinne Boże Narodzenie
Cała szóstka Włodarskich jest ze sobą bardzo blisko. Dzieciaki garną się do rodziców, przytulają, Filip droczy się z tatą – miło się ich obserwuje. Wszyscy też bardzo cieszą się na nadchodzące święta, bo to ich ulubiony czas w roku. – Najbardziej lubię cukierki z choinki – wyrywa się Filip. – A ja barszczyk z uszkami, bo rosołu nie znoszę – dodaje Kuba.
Wigilię spędzą w domu u mamy pani Kamili. – Mieliśmy wprawdzie wszyscy jechać do Poznania, do mojego brata, ale w listopadzie zmarł mój tato. Mama absolutnie nie czuje się na siłach by wyjeżdżać, więc to my będziemy z nią – wyjaśnia.

Rozumiecie już wzruszenie naszej bohaterki podczas czwartkowych zakupów? – W okresie, kiedy spotkało nas tyle różnych złych rzeczy, fajnie jest wiedzieć, że na świecie, oprócz siebie samych i bliskich, można jeszcze liczyć na dobrych ludzi, którzy potrafią spieszyć z pomocą. Dziękuję, z całego serca dziękuję Royal Greenland Seafood za ten promyk szczęścia i cudowne święta – kończy ze wzruszeniem Kamila Włodarska.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Pomocnik rolnika przy zbiorach - zasady zatrudnienia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na koszalin.naszemiasto.pl Nasze Miasto