Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Bobo, Rubi i Czacza, czyli o Fundacji na Pomoc Zwierzakom z Tereską

Katarzyna Chybowska
Dom tymczasowy dla zwierząt i fundacja w 3- pokojowym mieszkaniu? Przekonaliśmy się, że to możliwe w Koszalinie.

Od progu witają nas trzy wesołe mordki. Nieco nieufna Żelka, spokojna Sonia oraz merdający ogonkiem szczeniaczek Bobo, który od niedawna zwany jest też Morisem. Nieco dalej, pod stołem, udając, że nas nie widzi, siedzi kot Czarek, który za gośćmi nie przepada.

- Soncia i Żelka oraz Czarek to nasi stali domownicy. Bobo jest tu w ramach domu tymczasowego, który prowadzimy - wyjaśnia Joanna Pawlik-Zaorska.

- Dziś wybieramy się na wizytę przedadopcyjną, więc mamy nadzieje, że niedługo maluch znajdzie dla siebie dobry dom.

Rezydująca obecnie czwórka w mieszkaniu Fundacji, to tak naprawdę skromna grupa, zdarzało się bowiem, że przy ul. Kolejowej przebywało jednocześnie nawet 11, a czasem 12 czworonożnych gości. Wielu ludzi lubi i szanuje zwierzęta, nie każdy jednak angażuje się tak mocno w pomaganie im. W przypadku dwóch koszalinianek wszystko zaczęło się od babci Tereski, mamy pani Joanny.

- To bez wątpienia ona nas zachęciła i cały czas, jeszcze za życia, motywowała do działania. Zwierzęta nigdy nie były jej obojętne i przez całe życie starała się im pomagać. Stąd na jej cześć nazwałyśmy fundację - wspomina nasza gospodyni.

Zanim powstała Fundacja, panie Joanna i Karolina wszystkie swoje wolne chwile poświęcały pracy jako wolontariuszki w koszalińskim schronisku. Patrząc na sytuację zwierząt i dramatyczny niemal brak domów tymczasowych, 3 lata temu postanowiły same jeden stworzyć.

- Potem już poszła lawina, zaczęłyśmy angażować się w poszukiwanie domów dla zwierząt, wspierać osoby, które nie są w stanie zająć się swoimi pupilami, zdarza się, że też odbieramy zwierzęta nieodpowiedzialnym właścicielom - dodaje Karolina Kaźmierczak.

Taka praca nie tylko wymaga poświęcenia ogromu wolnego czasu, ale też pieniędzy. Stąd w zeszłym roku pojawił się pomysł na sformalizowanie działalności.

- To szczególnie ważne dla naszych darczyńców, których jest coraz więcej. Chcemy, żeby wszystko było bardzo przejrzyste, dlatego za każdą wydaną złotówkę mamy faktury, które można zobaczyć na naszej stronie.

Zainteresowani mogą sprawdzić bardzo konkretnie, na co idą pieniądze. Innym ciekawym sposobem na pozyskiwanie wsparcia są licytacje. To niemal znak rozpoznawczy Fundacji - tzw. bazarki.

- Gromadzimy rzeczy na licytacje i co jakiś czas organizujemy takie na Facebooku, są to przeróżne przedmioty: biżuteria, ozdoby, bibeloty. Dzielą się nimi z nami ludzie, którym los zwierząt też nie jest obojętny. Licytacje zaczynają się od symbolicznych kwot - podkreślają nasze rozmówczynie.

Niedługo na stronie będzie można znaleźć sporo przeuroczych pluszaków. To dzięki akcji, jaką na rzecz Fundacji przeprowadziła jedna z nauczycielek w Szkole Podstawowej nr 5.

- Miały być początkowo tylko dla zwierząt jako zabawki. Jest jednak tak dużo bardzo ładnych i nowych, że nie miałyśmy serca ich oddawać do pogryzienia - śmieje się pani Karolina.

Za zdobyte pieniądze najpewniej kupiona zostanie karma. Mimo, że zima dotychczas była bardzo łagodna, to ostatnie mrozy pokazały, że trzeba być czujnym.

- W Koszalinie mamy bardzo dużą kocią populację, żyjącą na wolności. Niestety, mamy też wielu nieprzychylnych im ludzi, którzy przeganiają, nie pozwalają karmić, czy niszczą stawiane dla nich domki - mówi założycielka Fundacji Na Pomoc Zwierzakom z Tereską.

- Szczególnie teraz przydadzą się ciepłe koce oraz jedzenie. My same dokarmiamy, ale pomagamy też innym osobom, które zajmują się kotami w mieście.

Na tym jednak nie kończy się działalność pań, nie czekają one bowiem na to, że zwierzaki same się zgłoszą.

Aktywnie poszukują tych, które ich potrzebują. Czasem przy okazji, czasem specjalnie, objeżdżają okoliczne wsie i miejscowości. Fundacja odpowiada też na zgłoszenia. Właśnie w ten sposób natrafiła na suczkę Rubi.

- Dowiedziałyśmy się, że po Kazimierzu Pomorskim błąka się piesek, pojechałyśmy sprawdzić, o co chodzi. Na miejscu okazało się, że jest prześliczna suczka - połączenie jamnika i beagle, która pojawiła się nie wiadomo skąd i przywiązała do pewnego pana, który od czasu do czasu ją karmił, nie chciał jednak się nią zająć - opowiada pani Karolina.

- Miejscowi pokazali nam, gdzie koczuje pies. To był opuszczony dom, Rubi spała w sieni. Miała tam do wyboru dwa krzesła, na których kuliła się do snu. Suczka znajduje się obecnie w domu tymczasowym i czeka na nową rodzinę. Swojego kochającego opiekuna znalazł już Krasnal, kolejny pies uratowany przez Fundację.

- Krasnala ktoś wyrzucił w okolicy Łużyckiej w Koszalinie, to było lato 2016 roku. Przez pięć miesięcy pies nie chciał i skutecznie nie dawał się nikomu złapać. Choć naprawdę i my próbowałyśmy i zaprzyjaźnione właścicielki okolicznych sklepów. Wreszcie, po tak długim czasie, dostałyśmy sygnał, że Krasnal leży w śmietniku i jest wycieńczony - to był listopad, późna jesień. Zawiozłyśmy go do schroniska - wyjaśnia pani Karolina.

- Był bardzo nieufny, ale to był czas, kiedy można było w schronisku pracować ze zwierzętami. Moja mama zaczęła oswajać go małymi kroczkami, kusić smakołykami. Dziś Krasnal ma dobry dom w okolicach Świdwina, z bardzo cierpliwą panią. Zdarza mu się uciec, ale zawsze wraca, a ktoś na niego czeka.

Niestety, nie każda historia kończy się tak szczęśliwie.

Panie Joanna i Karolina nie tylko opiekują się tymczasowo potrzebującymi zwierzętami, ale też szukają pomocy dla tych, które nie mogą zostać u swoich właścicieli. Jednym z najtrudniejszych zadań, jakich podejmują się działaczki, są wizyty przedadopcyjne.

- Nieważne, czy jesteśmy młodzi czy starzy, biedni czy bogaci, mamy mieszkanie czy domek. Tego na wizytach nie oceniamy. Staramy się sprawdzić, czy ktoś jest wystarczająco odpowiedzialny, żeby mieć zwierzę, czy jest to pomysł na chwilę, czy na zawsze - tłumaczy pani Joanna.

- Zdarza się niestety, że źle ocenimy rodzinę. To są te momenty, kiedy wszystkiego nam się odechciewa.

Szczególnie mocno w serce pani Joanny zapadła historia malutkiego kotka - Raczka, który trafiając pod opiekę pań nie był jeszcze w stanie sam jeść.

- Karmiłyśmy go na zmianę butelką, kilka razy dziennie, był bardzo słaby i bałyśmy się, że nie przeżyje. Udało się i wyrósł z niego piękny kocurek. Bez problemu znalazłyśmy mu dom. Młoda para, ale wydająca się bardzo odpowiedzialna i poukładana ... - tu głos pani Joanny się rwie.

- Niedługo po adopcji młodzi zabrali kotkę do swoich rodziców. Był tam spory pies, który nie tolerował gościa i zagryzł Raczka. To nie jedyna taka historia, przykładem na brak odpowiedzialności jest też suczka Czacza.

- To był naprawdę słodki zwierzak. Znalazłyśmy ją w Białogardzie i cudem wyrwałyśmy od właściciela. Mieszkała w starej budzie z kilkoma szczeniakami. Często biegała sama po drodze. Szczęściem w nieszczęściu było to, że Czaczę potrącił samochód i w tedy właściciel zgodził się ją oddać - opowiadają nasze rozmówczynie.

- Cudowna suczka, więc tu też znalazłyśmy szybko nowy dom.Psy, które są po przejściach, wymagają więcej uwagi. Niestety, mimo że nowa właścicielka znała historię Czaczy, spuściła ją ze smyczy na torach. Dwuletnia suczka zginęła pod pociągiem...

Panie nie tracą jednak zapału do pracy.

Jeśli chcielibyście pomóc Fundacji, macie niepotrzebne koce, karmę czy rzeczy na licytację, możecie napisać na fanpage: www.facebook.com/pg/Fundacja-Na-Pomoc-Zwierzakom-z-Tereską lub na adres mailowy: [email protected]

Zobacz także Rozdanie Koszalińskich Orłów za rok 2017

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Rolnicy zapowiadają kolejne protesty, w nowej formie

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na koszalin.naszemiasto.pl Nasze Miasto